szog 001

[2024-11-16] Listopad nie taki zły jakby mógł być. Do końca roku 45 dni – przejechane 9 396 km – do przejechania 604 km – średnio dziennie 13,4 km.

Artur Drzymkowski

Uwaga: Poniższy tekst proszę traktować jak blog. Kolejne akapity odliczające czas do końca 2024 będą pojawiać się od najnowszych do najstarszych. Aktualnie nie mamy wtyczki do komentowania pod artkułem, ale zachęcam do wysyłania mailem: wszelkich uwag, słów zachęty lub podnoszących na duchu oświadczeń typ: "A ja już mam 12 tys. leszczu ..." Adres: a.drzymkowskiMAŁPAteam29er.pl

[2024-11-16] Listopad a warunki do jazdy - ok

Nic spektakularnego w tym tygodniu się nie wydarzyło.

wyzwanie10k 11 13 min

Do końca roku 45 dni – przejechane 9 396 km – do przejechania 604 km – średnio dziennie 13,4 km.

[2024-11-10] W środku długiego weekendu

Warunki do jazdy fajne. Choć zacięcia do jakiś długich dystansów nie mam. Chyba podświadomie zaczynam szanować kilometry, żeby za szybko nie skończyć ;)

 wyzwanie10k 11 4 5 min

Do końca roku 51 dni – przejechane 9 300 km – do przejechania 700 km – średnio dziennie 13,7 km.

[2024-11-03] I po październiku ...

Dobry miesiąc to był, z wykręconymi 1075 kilometrami. Ale najfajniejsze, że oprócz ciułania kółek "wokół komina", udało się zaliczyć piękną trasę Toskańskiej Hecy i 2 dni na Suwalszczyźnie. Zadowolony jestem. Cofając się pamięcią do poprzednich lat, spokoje mogę stwierdzić, że to rowerowo najlepszy październik. No może ten z długim weekendem na Srebrnej Górze, mógłby być godnym konkurentem. Wrażeń na pewno, ale nie w kategorii czas i dystans.

wyzwanie10k 11 2 3 min

Do końca roku 58 dni – przejechane 9 110 km – do przejechania 890 km – średnio dziennie 15 km.

[2024-10-27] Słabo

W tygodniu tylko minima dystansu dziennego obowiązkowego robiłem, gdyż weekend miał być wyjazdowy i bez-rowerowy. I faktyczne tak było ...

wyzwanie10k 10 22 24 min

W sobotę popracowałem 2 godziny na szpadlu w ogródku rodziców. I spodziewałem się, że tak inna aktywność (inna niż codzienny rower), będzie miała konsekwencje. Owszem coś tam odczuwałem, ale bez tragedii. Jednakowoż mam mocne postanowienie, by od połowy listopada wrócić na siłownię i pomachać żelazem. Żeby zdążyć przed tłumami na początku stycznia :D

Do końca roku 65 dni – przejechane 8 827 km – do przejechania 1 173 km – średnio dziennie 18 km.

[2024-10-20] Suwalszczyzna złoto-błękitna

Dość spontaniczny wyjazd z kolegami., których mimo dziesiątków lat znajomości nie udało mi się jeszcze wsadzić na poważnie na rowery - zgroza. Trasy na piątek i sobotę zaplanowałem wypełniając brakujące kwadraty.

wyzwanie10k 18 20

Pogoda idealna! Słońce, trochę wiatru, ciepło na tyle że można było z gołymi łydkami i w letnich rękawiczkach latać. Piękne widoki, krowy i konie na pastwiskach, sarny w lesie i daniele w mini zoo. Cisza i spokój. Przysłowiowe Bieszczady z powiedzenia: "Rzucić wszystko i wyjechać  ... ", dla gravelowca to właśnie Suwalszczyzna. Nawet bardziej niż moje rodzinne Mazury. Jak zwykle niedosyt pozostaje - może by w nowy sezonie ponownie w wystartować w Sudovii ?

Do końca roku 71 dni – przejechane 8 689 km – do przejechania 1 311 km – średnio dziennie 18 km.

[2024-10-13] Trasą Toskańskiej Hecy

Prognozy z początku tygodnia zapowiadały ocieplenie, słońce i wiatr z południa. A ja oczyma wyobraźni widziałem się na jakiejś zgodnej z kierunkiem tegoż wiatru trasie w jedną stronę i powrotem (lub dojazdem na start) pociągiem.

tosk heca 00 tosk heca 00

Zdjęcia: Jacek Nosowski. Po kolei od lewej: zimny start w słońcu, po rozgrzewce między Piasecznem a Warką, śniadanie w Warce pod Żabką i złota godzina przed Tarczynem.

Jednak w pracy, jak zwykle spiętrzyło się tematów, a Jacek wyszedł z propozycją przejazdu trasą Toskańskiej Hecy, która przetoczyła się po Krainie Owocującej Jabłoni tydzień wcześniej. Trasa okazała się być tak przyjemna, że ani przez chwilę nie żałowałem tych kilku stopni ciepła więcej, którymi można było się cieszyć w czwartek. 

Do końca roku 79 dni – przejechane 8 456 km – do przejechania 1 544 km – średnio dziennie 20 km.

[2024-09-30] Wrzesień zakończony godnym akcentem

Poniedziałek 30 września - koniec kwartału, więc w robo trzeba zużyć nadgodziny. Nie musiałem zbytni namawiać kolegi z pracy na wypad, na dzień cały na pętlę po Górach (jakżeby inaczej) Świętokrzyskich. Ponieważ Michał dysponuje szosą, to trasa wybrała się sama - Śmietanka serwowana przez hopcycling.pl

wyzwanie10k 09 30

Na pętle 167 km nie czuliśmy mocy, więc uciekliśmy dół (część południową), którą ja znam a Michał pozna na wiosnę. Miejscami wiatr przeszkadzał dość mocno, ale podjazdy rozgrzewały ciało, a piękne widoki umysł. Podjazd na Łysą Górę do klasztoru Święty Krzyż, coraz mniej straszny, ale żeby robić na nim Everesting? Jeszcze nie dojrzałem ... Ale? Podsumowując -piękny to był dzień - nie zapomną go nigdy!

Do końca roku 92 dni – przejechane 7 827 km – do przejechania 2 173 km – średnio dziennie 24 km.

[2024-09-08] Długi weekend z Koleżkami z Team29er.pl

W mojej ulubionej miejscówce czyli Agroturystyka Kuźnia w Nowa Huta w Świętokrzyskim. Miał być pełny skład, ale ostatecznie skończyło się na 4. Na miejsce, w piątek, docieramy na rowerach. Ja z Michałem ze Skarżyska-Kamiennej (gdzie dotarliśmy pociągiem) - z przygodami oczywiście. Maciek z domu 250 km. A Bartek z ebikem enduro, żeby przy okazji przetestować Jeleniowskie Ścieżki.

W sobotę objeżdżamy gravelowa pętle po okolicy. Są puste asfalty, podjazd pod Święty Krzyż, brukowa Jeleniowska Droga i przeprawa boso przez strumień. Słonecznie i ciepło - piękny wypoczynek ;)

W niedzielę powroty. Maciek przed świtem jeszcze chyba rusza na południe, po 4 godzinach snu - znowu pod wiatr - chłop jest niezniszczalny. Michał postanowił przy okazji tego wyjazdu zobaczyć Kielce, więc tuż za Widełkami rusza samotnie przez las w kierunku Daleszyc (które w śiatku maratończyków MTB nazywane są Dallas) szutrami premium. A ja, trasą znaną mi chyba na pamięć, jadę do Radomia Głównego. Bartek sms'em melduje się w domu, zanim ja docieram do pociągu - szybkie auta ma Koleżka. A dystans? 350 km przez tydzień. Przy takich weekendach robi się sam ;)

Do końca roku 121 dni – przejechane 62 61 km – do przejechania 3 739 km – średnio dziennie 31 km.

[2024-09-01] Solidny tydzień ...

Ponad 400 km natłukłem na szosie, na ostatnio ulubionej mojej trasie na południe wzdłuż S7. Każdego dnia, po pracy, do zachodu słońce - jestem z siebie zadowolony. Efektem ubocznym regularnie przepalanych kalorii jest mierzalny spadek masy mego jestestwa. Kolejny plus dodatni, ryzykownej decyzji o podjęciu #wyzwanie10k.

Do końca roku 121 dni – przejechane 62 61 km – do przejechania 3 739 km – średnio dziennie 31 km.

[2024-08-25] Sierpień się kończy

Gorący weekend spędziłem z rodziną na kajakach. Niestety aktywności "Kayaking" nie wliczają się do #wyzwania10k. Rowerowo więc słabo, ale lepiej niż w poprzednim tygodniu. Średniej dniowej nie poprawiłem niestety. A cały czas wyobrażam sobie robienie 33 km każdego listopadowego wieczora - zgroza! Może we wrześniu coś się uda nadgonić - oby!

wyzwanie10k 08 25

Do końca roku 128 dni – przejechane 5 834 km – do przejechania 4 166 km – średnio dziennie 33 km.

[2024-08-18] Długi weekend ...

Wyszedł bardziej rodzinnie, choć rowerowo coś się udało zrobić. Zrobiłem objazd znanych mi szutrów w okolicy Ełku, ale udało mi się też zabłąkać w zupełnie nowe miejsca. Na przykład: na łąkę za Bartoszami, gdzie niechcący przepłoszyłem stado żurawi. A na ledwo zarysowanej drodze przez pastwiska do Szarek - myszołowa. Ot Kevin Costner był Tańczącym z Wilkami, a ja - Płoszący Ptaki ;) Były jeszcze grane kajaki, ale one nie wliczają się #wyzwanie10k ;)

Do końca roku 135 dni – przejechane 5583 km – do przejechania 4417 km – średnio dziennie 33 km.

[2024-08-13] Prawie połowa sierpnia

W poniedziałek wszystkie media trąbiły o Nocy Perseidów, więc zmotywowany tym nieziemskim zjawiskiem wyrywałem się na Gassy. Nie tylko ja, ale tłumów nie było. "Spadających gwiazd" też nie. Za to chłód mnie zaskoczył, więc bez ociągania po zaliczeniu minimalnego dystansu dziennego z małym hakiem wróciłem do domu. W sumie Perseidy już widziałem - 3 lata temu ;)

Zbliża się długi weekend z zaplanowanym wyjazdem do rodziny na Mazury. Oczywiście zabieram rower, ale czy mi się uda nań wyrwać, to już takie oczywiste nie jest ...

Do końca roku 140 dni / przejechane 5473 km / do przejechania 4527 km / średnio dziennie 32 km.

[2024-08-08] Nowa Nadzieja

Skąd ta nadzieja pytacie? Otóż dość nieoczekiwanie w niedzielę 4 sierpnia z Jackiem Nosowskim przejeżdżamy na raz Szlak Orlich Gniazd w wersji rowerowej. O tej trasie gadaliśmy już od jakiegoś czasu, aż tu nagle okazało się, że obaj mamy wolne w terminarzach rodzinnych. Szybka transakcja kupna biletów PKP w obie strony z rowerami, i pojechaliśmy.

Przyznaję się, że turystycznie to zupełnie Nam nie wyszło ... Na przykład: tu pięknie wyglądam na tle zamku, czy adekwatnie do tematu czyli Szlaku Orlich Gniazd. Ale nie pytajcie mnie jaki to zamek i gdzie on. W zasadzie to liczyła się tylko droga ... droga pokonywana na rowerze - że tak zatną romantycznie ;)

Pierwszą część trasy z Częstochowy do Żarek, znałem trochę z TransJury. Podobało mi się, stąd chęć poznania reszty. W Żarkach musiałem zakładać dętkę w przednią oponę, która się rozszczelniła na kocich łbach w alei dębów. To mi się nie podobało. Do Olkusza, gdzie mieliśmy popas w Da Grasso - było pięknie. Potem było również ładnie, ale odcinki z dużym ruchem samochodowym psuły odbiór. Las Zabierzowski – super! Już za tablicą Kraków, na drodze gruntowej prowadzącej przez jakieś tereny zielone, łapię bite-snake na kamieniu – nie fajnie. Przejazd Aleja 3 Maja przy Plantach, w tym tłumie ludzi, po wcześniej spędzonych godzinach w lasach i polach to lekki szok dla mnie. Szok ukojony vege pitą w Ottamam (#toniejestkebab) oraz wielkim pączkiem z różą na Rynku.
To był dobry dzień, który dla mojego wyznawania znaczył plus 200 km. Jacek na tą okoliczność skręcił takiego shorta

Do końca roku 145 dni / przejechane 5281 km / do przejechania 4719 km / średnio dziennie 33 km.

[2024-08-02] Jest już za późno!

Serwis StatsHunters przysyła mi miesięczną statystykę z wszystkich moich aktywności z lipca oraz podsumowanie roczne. Gdzie między innymi stoi wytłuszczone na czerwono - Najlepszy rok 2019 10045 km. "Aby osiągnąć to, co najlepszym roku potrzebujesz pokonać 4830 km."

statshunter 07 2024

Takie maile dostaję co miesiąc, ale chyba nastój półmetka wakacji i związana z nim nostalgia, przywołują refren piosenki (z czasów mojego harcerstwa) Starego Dobrego Małżeństwa:

„Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!”


Ustaliłem wewnętrznie sam ze sobą, że może i jest za późno, ale może warto spróbować. Bo tu wjeżdża inny „doradca” – Pan Wojciech Młynarski:

„Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chcę”

W 2019 było łatwiej, ponieważ pracowałem w biurze i każdego dnia na samych dojazdach dziennie robiłem minimum 20 km. Wałęsając się na powrotach, dobijałem czasem do 40 km. Czyli dystans nabijał się niejako sam – przy okazji. Siedząc na home office, metoda „na przy okazji” nie wypali. Może to i lepiej – większa satysfakcja z sukcesu będzie? Hę?

Gdybym zaczął ten projekt, jak rozsądny człowiek, 2 stycznia, to dzienny dystans opiewał by 27 km. Ale ja wtedy, jak każdy prawdziwy mężczyzna kupiłem karnet na siłownię ;)